piątek, 23 lutego 2018

Dzień dobry- Rozgrzewający pudding z malinami i sucharkami




Opowiem Wam dziś historię jak to dwie baby, czyt. ja i moja koleżanka J., umówiły się na przebieżkę. Otóż moi drodzy, już za tydzień 4 Marca po raz drugi biorę udział w Biegu Tropem Żołnierzy Wyklętych, który odbywa się w pobliskich Gorzycach. Jak wspominałam Wam ostatnio,ze względów pogodowych przeniosłam swoje przebieżki na siłownię. Na ostatnim treningu spotkałam J., która to namówiła mnie na wzięcie udziału w pierwszym biegu i konsekwentnie przypominała,że drugiego po prostu nie mogę odpuścić. Ustaliłyśmy, że wypadałoby przebiec się na zewnątrz aby sprawdzić jak nasze płuca zareagują na zimne powietrze. W razie słabych warunków pogodowych trening miał się odbyć na siłowniowej bieżni. Ustaliłyśmy, że się spiszemy w czwartkowe przedpołudnie, aby ustalić szczegóły. Czwartek wstał niewyraźny, dość chłodny bo temperatura oscylowała w okolicy zera, a do tego co jakiś czas w powietrzu wirowały pojedyncze płatki śniegu. Pisze więc do J. jak nasze plany, czy bieganie wypali. J. odpisała,że oczywiście działamy. Pomyślałam, no cóż, założę dodatkową bluzę, ciepłe skarpety i damy radę. Umówiłyśmy się pod moją klatką o 19:30. O rzeczonej godzinie zbiegłam na dół, przygotowana na bieganie w tej zimnicy z psem na smyczy, bo przecież przebieżka jej nie zaszkodzi. Wyszłam z klatki i w tym samym momencie z drugiej strony bloku zauważyłam J. w pełnym rynsztunku i torbą przygotowaną na trening na siłowni. Nasza reakcja była natychmiastowa, parsknęłyśmy takim śmiechem, że słychać nas chyba było na całym osiedlu :D :D :D. Nie ma to jak dwie kobiety umówią się na trening ;). 
Po szybkiej wymianie zdań ustaliłyśmy że zostajemy na treningu outdoorowym, który okazał się bardzo udany.
W tym tygodniu pogoda nas nie rozpieszcza, jest przeraźliwie zimno. Wyciągnęłam z dna szuflady kosmate, ciepłe skarpety, a z szafy moją ulubioną ostatnio bordową, cieplutką bluzę. Mnie to jednak nie wystarcza i lubię też ogrzać się od środka. Na jedno z ostatnich śniadań przygotowałam sobie rozgrzewający pudding z malinami i sucharkami delikatesowymi Mamut. Zachęcam Was do wypróbowania tego przepisu oraz samych sucharków, ponieważ są doskonałą bazą do przygotowania lekkich śniadań. Pudding przygotujecie w kwadrans, pamiętajcie i szklance świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy :). Zapraszam na rozgrzewające śniadanko.


czwartek, 22 lutego 2018

Straszny torcik- Ghost naked cake





Angel, w domu zwana Angeliną lub Dżejsonem (sama nie wiem skąd ten pomysł :D ) jest z nami już od ponad roku. W pewnym sensie po ukończeniu pierwszego roku życia i osiągnięciu pełnej psiej dojrzałości nieco spoważniała... no właśnie nieco. Z jednej strony świetnie reaguje na polecenia,w końcu spędziłyśmy sporo czasu z psią behawiorystką i trenerką ale z drugiej strony potrafi w sekundzie podnieść mi ciśnienie do górnej granicy. Czasami musi zostać sama, zazwyczaj na godzinę lub dwie, gdy muszę załatwić coś na mieście lub mam umówione spotkanie z klientem. Zawsze zostawiam jej jakiś przysmak, który zajmie ją podczas mojej nieobecności. Czasem jest to kość, czasem zamrożony jogurt lub inny rarytas. Czasem mój pies zachowuje się jak anioł, opędzluje wszystko, a później ucina sobie drzemkę. Czasem jednak włącza jej się "zemsta" za pozostawienie jej samej i niszczy... i są to zawsze moje rzeczy. Długopis, czytana właśnie przeze mnie książka, gazetka z promocjami z Biedronki, a ostatnio moja służbowa pieczątka. Gdy otwieram drzwi, a mój pies robi przysłowiowego Smeagola to już wiem, że ewidentnie coś jest na rzeczy. Dostałam już tyle nauczek, że przed wyjściem z domu bardzo dokładnie sprawdzam czy aby w salonie nie został jakiś zachęcający do zniszczenia obiekt. Żeby mi się za bardzo nie nudziło czasem mój hasior trzyma asa w rękawie, tak "just in case". I właśnie ostatnio postanowiła wykorzystać takiego asa i gdy tylko uniosłam klapę bagażnika mój super pies dał drapaka. Wiedziałam, że pogoń za tym wypłoszem na nic się nie zda,bo wykręcała w dzikim galopie radosne młynki wokół bloku. Pomyślałam tylko,że bardzo prawdopodobne że pójdę do kryminału bo jak złapię tę dziadygę to zatłukę gołymi rękami. Nie wiem jak skończyłaby się cała sytuacja, gdyby nie pan spacerujący z yorkiem. Angel oczywiście zaczęła obskakiwać pana, który zapobiegawczo wziął swojego pupila na ręce. Oczywiście moi drodzy wcale nie dała się podejść. Za to pan okazał się na tyle miły, że podprowadził mnie pod klatkę, a gdy mój zwichrowany pies zauważył, że psi obiekt zainteresowania znika w czeluściach naszej klatki, postanowił też do tej klatki wbiec. Gdy w końcu uspokoiłam się na tyle, że moje ciśnienie wróciło do normy, spojrzałam na Stefana który władował swoje kocie jestestwo w kanapowe poduszki i spał nie wiedząc o bożym świecie, westchnęłam...choć jedno stworzenie w domu nie jest wywrotowcem.
Dziś mam dla Was torcik, całkiem prosty i nieskomplikowany. Ostatnio zafascynowała mnie łatwość przygotowania bezy włoskiej, dlatego postanowiłam sprawdzić jak zachowa się ona jako nadzienie tortu. Postanowiłam dodać jej nieco koloru i tak oto powstał duszkowy torcik. Jedyne co jest w nim straszne to jego smakowitość :). Świetnie sprawdzi się na dziecięcych przyjęciach lub na Halloween. koniecznie zaopatrzcie się w jadalne oczy, bo dodają one duszkom uroku. 



niedziela, 18 lutego 2018

Marchewkowe ciasteczka z masłem orzechowym i chocolate chip



W Marcu jak w garncu, wszyscy znamy to przysłowie... ale że w Lutym??? Śnieg przeplata się z deszczem, przymrozki z piękną przedwiosenną pogodą, chmury prowadzą swój odwieczny spór ze słońcem. Ciężko nadążyć za zmianami pogodowymi ale robię co mogę... tylko z jednym sobie nie radzę, z tonami piasku, które wnosimy pod butami do domu. To jest moja osobista zmora,bo nie znoszę gdy piasek przykleja się do moich kapci lub skarpetek, dlatego mój odkurzacz zamieszkał na stałe w przedpokoju. Odkurzam zawzięcie i musicie wiedzieć,że jest to syzyfowa praca, bo służby porządkowe hojnie sypią tym znienawidzonym piaskiem gdy tylko na chodniku pojawi się nawet najcieńsza warstewka śniegu.
Zagryzam zęby i wypatruję pierwszych oznak wiosny. Bieganie przeniosłam chwilowo na siłownię, ze względu na kiepskie warunki pogodowe i kontuzję. Mojej stopie dobrze zrobiła zmiana podłoża, biega mi się łatwiej,a siłownia nie jest taka straszna jak myślałam ;).
Z ciasteczkami mam tak,że zawsze ciężko mi się zebrać do pieczenia... ale jak już zacznę to ciężko mi się zatrzymać. Zapełniam pojemniki i puszki aby później podbierać po ciasteczku do herbaty, kawy, do seansu filmowego,generalnie powodów są tysiące. Ostatnie, które zrobiłam wyszły przepyszne. Proste ciasteczka z marchewką, masłem orzechowym ,chocolate chip i odrobiną skórki pomarańczowej. Gdy piekły się mój dom wypełnił się cudnymi aromatami, jak to zawsze bywa przy pieczeniu słodkości. Same ciasteczka zyskują jeśli potrzymacie je w pojemniku. Jeśli chcecie aby zmiękły wystarczy, że na jeden dzień włożycie kawałek jabłka lub pomarańczy. Ciasteczka zmiękną i nabiorą aromatu. Następne w planach są ciasteczka dla Arabelli ,równie pyszne jak nie pyszniejsze od tych. Końskie ciasteczka pełne są ziaren, marchewki, miodu i dosmaczone bananem. Nieraz się zdarza, że przywożę zapas ciastek do stajni i okazuje się,że nie tylko koniki się częstują ;) :D.
Póki co zostawiam Was z przepisem na pyszne ciasteczka i uciekam, bo czeka mnie ostatni koncert taneczny mojej młodszej pociechy. Udanej niedzieli kochani.

piątek, 9 lutego 2018

Banoffee pie z bezą włoską




Na osiedlu zawrzało. Panowie ze służb porządkowych przycięli okoliczne drzewa i krzewy, panie sprzątaczki uruchomiły miotły i grabie, Zrobiło się jakby wiosennie, bo i temperatura kilka stopni powyżej zera, i słońce pokazało w końcu swoje oblicze. Człowiek stał się bardziej energiczny i przestał snuć się po mieszkaniu jak zbłąkana dusza. Aż do przedwczoraj, kiedy to sytuacja diametralnie się zmieniła. Poranny mróz zwiastował piękny słoneczny dzień. Słońce wynurzyło się znad dachów ale szybko zmieniło zdanie i skryło się pod płaszczem z chmur. Z minuty na minutę robiło się coraz ciemniej i nagle zaczął się spektakl. Najpierw pojedyncze, a później coraz liczniejsze płatki śniegu zawirowały w dzikim tańcu przykrywając czarne połacie chodników. Po godzinie biały puch szczelnie okrywał dachy, drzewa i samochody. Po dwóch godzinach gdy wyszłam na spacer z Angeliną śnieg skrzypiał mi pod butami i czułam się jak w prawdziwej zimowej krainie. Luty pokazał swoje prawdziwe oblicze... ale nie długo bo wczoraj słupek rtęci oscylował w okolicy +2 stopni i większość śniegu spłynęła do studzienek kanalizacyjnych. Ot, takie uroki lutego. 
Chwilowo zmieniłam aktywności z biegów na świeżym powietrzu na bieg na bieżni. Nie chcę kusić moich super talentów do wpadania w poślizg, przewracania się na prostej drodze i łapania kontuzji :)
Za to talenty kulinarne w pełnym rozkwicie. Zamarzył mi się banoffee pie ale nie taki zwykły tylko nieco stuningowany. Zamiast bitej śmietany postanowiłam otulić banany bezą włoską.
Banoffee należy w mojej skali do kategorii "najbardziej słodkich", kawałek, no góra dwa i i jestem zasłodzona na zapas. Jednak możecie mi wierzyć, że beza włoska ma w sobie coś bardzo uzależniającego, że ciężko powstrzymać się od dokładki. Szczerze mówiąc mogłaby zrezygnować ze sporej ilości karmelu na spodzie tarty na rzecz większej bezowej czapy :p.
Jeśli posiadacie opalarkę gastronomiczną koniecznie opalcie wierzch bezy, podkręca to smak całości. Bardzo prawdopodobne, że po szaleństwie Tłustoczwartkowym macie dość słodkości. Moja rada: dziś przygotujcie spód do tarty, a napełnicie go jutro bądź w niedzielę, kiedy Wasze kubki smakowe poczują znowu zew słodyczy :D.
Miłego weekendu moi drodzy, zostawiam Was z przepisem na pyszną tartę banoffee. Dylemat czy piec dziś czy jutro pozostawiam Wam :D ;)


niedziela, 4 lutego 2018

Five o'clock po godzinach- Styczeń



#1 Bloody oranges #2 Rajskie jabłka #3 Pink sunset #4 Hobbiton #5 Szpinakowy kopiec kreta #6 Tulipany #7 Arabella #8 Czekoladki #9 Valentines #10 Angelina #11 Banoffee pie